niedziela, 18 grudnia 2011

lekcja 16

za jakiś niedaleko określony czas tak będzie napisane w książce:

pamiętam tego chłopca. to znaczy widziałem go raz w życiu, ale zrobił na mnie wrażenie. ubrany cały na czarno, z miną jakby właśnie miał zamordować świat.i te jego oczy. niech pani mi wierzy, nikt nie miał takich oczu jak on. nie wiem czy pani kiedykolwiek spojrzała w nie z całą siłą. ja w nie spojrzałem kiedy był naprawdę zły. mogłem zobaczyć wtedy piekło.całe piekło nienawiści i czarnego umysłu, który miał. to nie zdarzało się często, musiałaby by pani trafić. pamiętam że mówił mi o swojej bezdomności. o tym, że ze swojego mieszkania słyszał dźwięk zapowiadanych autobusów do stacji 'gdziekolwiek'. to go strasznie niszczyło, wie pani o co mi chodzi. niszczyło go to, że nie może się z tego miasta wyrwać, choć to miasto było jego przeznaczeniem. przeznaczeniem i przekleństwem jednocześnie. w jednej chwili potrafił je kochać, by w następnej sekundzie pluć na nie z okien balkonu. wiem też, że bał się śmierci. nie swojej oczywiście, bo tę miał zaplanowaną. umarł tak jak chciał. bał się śmierci swoich bliskich gdy on będzie w fazie bezdomności. że nie zdąży na czas. mnie wydawało się to śmieszne, bo nawet gdyby był obecny w chwili ich śmierci, to nie mógłby przecież nic zrobić. chyba nie chciał żeby gniło mu sumienie, tak myślę.
- znał go pan dobrze jak widzę
- tak jak mówiłem, spotkałem go tylko raz, w barze. dosiadłem się do niego, bo bar był pusty. mówił mi, że gdy ma ochotę coś wypić, wchodzi do każdego napotkanego baru i sprawdza ilu jest ludzi. wchodzi tylko tam gdzie jest ich najmniej. ludzie działali na niego bardzo źle. nie lubił ich oddechów. zdziwiłem się, taki młody chłopak, a dał już sobie spokój. mógł zdobyć cały świat, a nie zdobył nawet jego skrawka.

/ byłem gdzie jesteście. będziecie gdzie jestem/

sobota, 17 grudnia 2011

lekcja 15

zimne dziady grudniojady. trochę sypało śniegiem ale już nie sypie więc sny zjadły śnieg. koniec jak na razie z wyjazdami, przynajmniej do 31 grudnia, choć i już ten wyjazd niepewny. nagrałem pierwszą piosenkę od roku do swojego tekstu. oczywiście nie byłoby tego gdybym nie zobaczył jakiegoś disnejowskiego filmu o chłopaczku w którym zakochuje się dziewczyneczka. chłopaczek jest gwiazdą rocka. też chciałbym być gwiazdą rocka. ale nie dla dziewczyneczek, może trochę. bardziej chciałbym usłyszeć gdy 10 tysięcy ludzi śpiewa tekst, który pisałem w jakiejś ciemnej knajpie wśród dymu. wytwórnia stwierdziła że hit i puściła go jako singiel, ludzie się nauczyli i teraz śpiewają. ciekawe po co ludzie śpiewają na koncertach. przecież wiadomo że wokalista ma mnóstwo sprzętu i ich przekrzyczy. ale nieważne, ja też śpiewam. więc wymarzyłem sobie karierę gwiazdy. to znaczy zaplanowałem. plan to to samo co marzenie. może się spełnio-udać, może się niespełnio-nie udać. ja bym chciał za wiele, ale wiele ( wielu ) też nie chcę. chciałbym poznać jacka kaczmarskiego. nie poznam. może on kiedyś mnie pozna gdzieś tam w śpiewaczej krainie, gdzie cosio-ktosio zarządza. i robi orkiestrę z najlepszych artystów. najlepsi artyści to poeci. bo lubią słowa na pe- pić, palić, pisać.  

niedziela, 11 grudnia 2011

lekcja 14

żadnej paniki don't panic. tak jakoś górsko się zrobiło i wędrówkowo. to pewnie przez into the wild i pana Apolinarego Polka ( mam do niego szacunek dlatego bez inicjałów ). po co pracować skoro można wziąć plecak i wyruszyć odkrywać naturosiebie. ten o którym śpiewa wolna grupa bukowina majster bieda on istniał. pamiętam jak kiedyś gdy miałem 'przyjaciół' górskich to chciałem zostać goprowcem. mieszkałbym w górach i ratował ekstremalnych ludzi. coś pięknego. ale ja miałem wiele marzeń których się równie szybko pozbyłem. tak wiem kto nie marzy umiera. nieprawda. żyję. chciałem też kiedyś zamieszkać w górach, ale żeby mieszkać w górach nie wolno być zwyczajnym. a my się staliśmy tacy zwyczajni. chciałem też żeby ktoś zagrał dwie piosenki i żeby były one o mnie. ale bzdura to jedna z wielu bo jestem zwyczajny. chociaż gdy A. powiedziała że lubi gdy wracam bo poprawiam jej humor to było fajnie. lubię was wszystkich.
chyba jeśli muszę mieć młodszego kogoś to wtedy musiałaby być totalnie nieustatkowana. nie czuję się stateczny bo nie wyglądam jak statek. ciekawe skąd się to wzięło to statkowanie. przecież to nienormalne. jesteśmy stworzeni do poligamii. to chyba kwestia dobrego tonu i bezpieczeństwa. ale ludzi jak ubezpieczycieli- mnóstwo i każdy ubezpieczy. podobno

czwartek, 8 grudnia 2011

lekcja 13

słyszysz? idą. mają w ręku moją głowę. moje żyły i krew. każdy dotyk stopy o ziemię jest lękiem o życie. nie ma światła jest tylko ciemność malowana kolorami nieobecności. już są. rozmawiamy. o mnie i o tym co będzie po mnie. a nie będzie tego wiele. nikłe światełko w tunelach świadomości tych których znałem. nie martw się. to nie potrwa długo. po prostu zamknij oczy. czuję jak wchodzi to we mnie. nie ma niepokoju. jest tylko lęk o przyszłość. to się musiało stać. boję się dziś wszystkich ludzi. bo oni biegają i straszą sobą. boję się ich bardzo.
nadzieja na tej ulicy jest raczej wątła.
chyba to już w mojej psychice źle.naprawdę źle

środa, 7 grudnia 2011

lekcja 12

leci subtelny jazz, ten którego tak nie lubię. / czasami wierzę że ten świat jeszcze mogę zmienić chwycić wasze dusze i je ze szczęściem ożenić / jutro realizuję zachciankę czyli zbrodnię. i podróż powrotna do tego miasta z którego się wyrasta i przygotowuje do życia. zlało nas dzisiaj porządnie . ja wierzę że to śnieg. żadnego deszczu. ale swoją drogą słuchanie muzyki w deszczu jest lepsze niż całowanie. bo można to robić samemu. i ta woda spływająca z twarzy. kocham to mimo że to lodowata sieczka. dzisiaj byłem na jarmarku i po raz pierwszy od trzech lat miałem kryzys obecności tu. stałem pod teatrem i ludzie tam biegali. ale nie poczułbym różnicy gdyby wyparowali bo nie uzupełniali mojej obecności. ludzie nie są obecni wszędzie w stu procentach. dopełniają nas inni. żadnego z nas nie ma do końca tutaj. to jest trochę przykre. miałem kryzys bo chciałem żeby ludzie z R. byli ze mną. ale nie byli. i trzeba się z tym pogodzić trudno. nie chcę takich kryzysów. zwalam na deszcz i tabliczki w sercu które już dotykają żeber.


jeśli istnieje gdzieś magazyn wspomnień osobistych. to mój powoli zaczyna pękać w szwach. jeśli przebuduje się magazyn to zmienia się człowiek. ja w to wierzę.

wtorek, 6 grudnia 2011

lekcja 11

nocne k. to jest to co kocham. stawiam kołnierz czarnego płaszcza biorę czarną zapalniczkę i zapalam białego papierosa. wtedy mogę bezkarnie recytować na głos film o końcu świata. / w hotelowym holu twarz prostytutki którą znam z widzenia/ . chciałbym mieć takie życie że mógłbym chodzić w białej koszuli i szelkach podwijać rękawy i pić whisky w jakimś obskurnym pubie a wszyscy chcieliby ze mną gadać. pisarze tak mają. hemingway tak miał w o północy w paryżu. czekam chyba na coś co się nie wydarzy. chciałbym żeby stało się coś niewytłumaczalnego. bałbym się pisać jakąś książkę bo wtedy żyłbym bohaterami. czasami też marzę żeby mieć swoje mieszkanie w pojedynkę alkohol papierosy i pisać ciemną książkę o ciemnych typach w białych koszulach. siedząc na zajęciach myślałem że powinno tam być zdanie / admirale. już czas. otwórz bramy/. i wtedy z wszystkich miejsc świata wchodziliby przez bramy pisarze i poeci których kocham miłością dozgonną. szkoda że nie żyją. i tak przez całą noc pisać. spać w dzień pisać w nocy. najwyższa pora sięgnąć po zbrodnię i karę dostojowskiego bo to mój grzech wielki że nie przeczytałem. a chciałbym teraz. nic tu po mnie już.

umarłem dziś w nocy

/ z fabryk nieprzytomna wychodzi trzecia zmiana /

niedziela, 4 grudnia 2011

lekcja 10

hoł hoł hoł merry christmas chciałoby się napisać. do świąt 20 dni to już nawet nie 3 tygodnie ale ponad 2 i niecałe 3.mniej to lepiej jak mówią. jeszcze tyle zostało do zrobienia na ulicach, a przecież umrę za niecałe 6 lat i dołączę do klubu RIP in 27. w k. już wszystko tętni świętami. u mnie w środku raczej wielkanocnie niż bożonarodzeniowo. może to przez to że zlał mnie dzisiaj deszcz w drodze na zakupy. śnieg ma być w tym tygodniu. ty który sterujesz pogodą- czekamy. spodobał mi się mejl z wolontariatu- pewna bankowa firma chce żeby szatniarze byli ubrani w garnitury. skaczę pod sufit bo w garniturze mógłbym spać. w garnitur nie ubieram się ot tak. muszę zasłużyć. jestem jak pies który gdy przyniesie panu patyk wraca z nim w pysku. tak więc merdam swoim ogonkiem. w sercu nadal nie zamieszkały kąt. w lewej komorze mam wbitą tabliczkę z napisem- wynajmę/sprzedam a w prawej tabliczkę z numerem telefonu ( w latach facebooka niektórzy nawet mają swój login do konta ). wszyscy wolni tak mają. dlatego czasem boli gdzieś wokół serca, to te tabliczki wychodzą z komór z tęsknoty za kimś kogo nie ma a powinien być.

zagrajmy w zdumienie
ja zdmuchnę ciebie
a ty mnie
będziemy zdumieni
że to tak łatwo