środa, 4 lipca 2012

lekcja 53

góry góry góry wielkie góry. fajnie jest słuchać młodych ludzi, którzy są dokładnie tacy sami jak ja kiedyś. gadki o swoim zespole, tanich winach, koncertach, jakie chwyty w jakiej piosence, jaranie się gitarami ( to zostało ). fajne będą te wakacje. pomijam jurę bo tam średnio. ale jeleśnia. mój ukochany dom. tam gdzie mógłbym żyć i nie żyć życiowo. uciec od betonowych twarzy miasta. przestałem z tymi wierszami wszystko. chociaż znalazłem na starym mejlu stare empetrójki z czasów punks not dead. smutne to było, chociaż dalej mam w sobie jakąś taką wściekłość na rzeczywistość. i teksty stare też znalazłem. teraz widzę że jednak jakiś rozwój jest. przynajmniej w tekstach. mam wyższe wykształcenie. nic z nim nie zrobię. gdyby płacili za jestestwo też bym w sumie dużo nie dostał bo więcej mnie nie ma niż jestem. chciałbym w końcu napisać książkę, ale tak dla siebie. mam tyle pomysłów które się ze sobą nie łączą że miałbym chyba miliard tych książek tak jak mam miliard myśli minutowych. i ten londyn mnie wkurza. bo chciałbym tam. są takie miejsca o których się słyszało i czuje się je przez skórę. ale nigdy się tam nie było. ciekawe czy katolicy tak czują niebo. może kiedyś ja też je czułem. teraz to już. skończone.
podoba mi się teraz. naprawdę jak nigdy. jak nikogo. jakby już zawsze miało być niebo.