jest już 11:50 a ja dopiero teraz mam zamiar zmierzyć się ze światem. wiele mnie teraz wzrusza. może dlatego że wielu ludziom zazdroszczę. ostatnio w kinie widziałem na oko osiemnastoletnią dziewczynę, która na seans przyszła z babcią. urzekło mnie to bardzo bo ja nigdy nie byłem z babcią w kinie. z dziadkiem też nie. ale teraz jest już za późno. lubię jednostkowo uszczęśliwiać ludzi. jakimś gestem którego się nie spodziewają. tak jakby na świecie nie było nigdy dobro i ja to dobro daję. zazdroszczę im wtedy szczęścia. tzn. tego ich przerabiania dobra na szczęście.
czytałem książkę
budziłem się wieczorami
piłem deszcz
nie schodziłem ze świata
modliłem się do wierszy
przebiegałem przez pasy
piłem w ciemnym barze
nie chwytałem twojej dłoni
patrzyłem na budynki
uśmiechałem się do okien
otwierałem drzwi
nie było w pokoju nikogo
uświadamiam sobie że emocje można w sobie zakopać. tak żeby nie wychodziły na zewnątrz. nie chodzi nawet o mówienie o nich, tylko uświadomienie sobie że takie dziwne emocje skryte istnieją. że nie zdawaliśmy sobie z nich sprawy. tak jak na przykład dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo jest zakochana w swoim przyjacielu. i że to jego chce na całe życie. ja ostatnio odkryłem że tęsknię za moją siostrą. nie widziałem już jej dwa tygodnie. i nie wiem jak to będzie gdy wszyscy rozjedziemy się żyć swoimi życiami i snami o nieśmiertelnej radości. wracam w piątki w niedzielę wyjeżdżam i nie mam nawet całych dwóch dni żeby nasiąknąć domem. może nie lubię domu ale lubię do niego wracać. ten motyw drogi jest tutaj najważniejszy. zawsze szybciej jest mi wracać niż wyjeżdżać. zawsze jest po drodze jakiś dom. zawsze gdzieś wtłoczę te trzy literki które tak mocno decydują o naszym życiu.